Nasz pierwszy pobyt w La Paz uplywal pod znakiem ciaglej zadyszki, chocby po wejsciu na drugie pietro hotelu. Za drugim bylo zdecydowanie lepiej i postanowilismy wybrac sie na trekking w Andy. Niestety nie bardzo dalo sie to zorganizowac samemu i musielismy udac sie na zorganizowany trekking.
Wybralismy sie na trekking dookola gory Condoriri. Po krotkiej podrozy samochodem dojechalismy do miejscowosci Tumi, skad mielismy wyruszyc w gory i gdzie czekaly na nas zasmarkane dzieciaki muly ktore mialy przetransportowac caly nasz kram …
Na poczatku niebo bylo zachmurzone i masyw Condoriri byl ledwo widoczny:
Na szczescie wyszlo sloneczko i pojawily sie pierwsze lamy – trzeba przyznac ze zainteresowanie bylo obustronne. My robilismy zdjecia:
a lamy sie przygladaly:
Po paru godzinach dotarlismy do campingu, a chwile pozniej rowniez nasze bagaze:
Nad kempingiem co chwile pojawial sie i znikal w chmurach Condoriri:
Pogoda byla bardzo zmienna i wlasciwie przez trzy dni mielismy przeglad andyjskiej pogody. Od slonca poprzez snieg, deszcz a nawet grad.
Po calkiem spokojnej nocy (mimo mrozu w namiocie) ruszylismy na Austrian Peak, ktory mimo pewnych trudnosci z brakiem tlenu udalo nam sie zdobyc. Jak dla nas byl to osobisty rekord wysokosci – 5300 m npm! Z gory roztaczal sie piekny widok na lodowce, okoliczne szczyty, Altiplano, jezioro Titicaca jak rowniez na nasz kemping w dole:
No i oczywiscie nie obylo sie bez pamiatkowych zdjec:
Trzeci dzien to kolejne dwie, zapierajace dech w piersiach, przelecze i kolejne wspaniale widoki w tym na Huayna Potosi, gore widoczna rowniez z La Paz:
okolo poludnia pojawily sie pierwsze chmurki, na razie wygladajace calkiem niewinnie i malowniczo …
no moze moze nie do konca niewinnie …
Wkrotce jednak rozlalo sie na dobre i cala droge w dol, biegnaca przepiekna i ogromna dolina, przeszlismy w strugach deszczu. Na szczescie pod sam koniec doliny descz przestal padac, mgly sie uniosly i moglismy podziwiac ogrom spowitych mglami Andow w calej ich krasie:
Potem juz zostala nam tylko 2 godzinna podroz samochodem, La Paz przywitalo nas ciezkimi burzowymi chmurami: